Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król chłopów tom IV 159.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

ludzi odartych i nędznych, których połowa spoczywała u ognisk... na koniu okrytym szkarłatną oponą widać było w małym poczcie stojącego męża, nie pierwszej młodości, którego włos piękny, ciemny i bujny, gdzieniegdzie srebrem się zasiewał...
Był to król...
Sam on chciał widzieć i pracę ludu, który kochał, i płacę, którą mu ze skarbu wyznaczył. Szły na to i zapasy pańskie i nagromadzone bogactwa...
Rycerstwo i ziemianie szemrali znowu... Zamiast karmić głodnych kmieci, czemu Kaźmirz im nie chciał do utrzymania ich na gruntach pomagać!
Tym, co się doń zgłaszali, odpowiadał pan, iż zasoby mieć byli powinni, zdawna gospodarząc, a lud z roku na rok biednie przeżywający, czynić ich nie mógł, słuszna więc była ratować tych, co ratować się sami nie mogli...
— Sprzedajcie klejnoty — mówił Kaźmirz — zbądźcie to, co do zbytku służy, ja też gotów jestem do ofiary, ale dla tych, którym oprócz mnie, nikt nie wyciągnie ręki.
A dając kmieciom, nie upodlę ich jałmużną... niech idą pracować, aby gościńce wodne i lądowe otworzyli dla handlu i życia. Tak głód się nawet przyda królestwu temu.
Urażony na króla jeden z ziemian krakow-