Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król chłopów tom IV 162.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

dziwnem się zdaje a jest rzeczywistem, cierpienie zahartowało go, nie wyczerpało. Widać było, że wiele jeszcze znieść potrafi dla tego, iż przebolał już wiele.
Z oczów wpadłych głęboko patrzał smutek ostygły, rezygnacja męztwa wielkiego. Wyżółkły, wybladły, wyschły, przed czasem zestarzały, — silnym był jeszcze... Zapracowane ręce nie drgały znużeniem, głowę niósł wysoko, plecu mu wiek nie przygniótł, trzymał się, prosty jak sosna... Odzież miał lichą, wyszarzaną, połataną, koszulę zgrzebną i grubą, skórznie korą lipową pootykane, siermięgę dziurawą, czapkę od słoty wyblakłą — lecz w tem nędznem ubraniu, tak szedł przed króla śmiało i pańsko, jak gdyby jedwabiami i złotogłowy był okryty.
Król stał na koniu — chłop przystąpił i do nogi się pochylił. — Podniósł potem wejrzenie smutne ku panu.
— Z czem że to przychodzisz? — spytał Kaźmirz łagodnie.
— Z pokłonem, z pokłonem — odparł wieśniak wpatrując się w pana. — Dawnom ja nie widział króla mojego, a dobrzem zapamiętał!
Westchnął, mówiąc to.
— Wszak ci to biedne ojczysko moje to szczęście miało, żeście u niego w chacie gościli, a macierz i siostra posługiwały wam... Lepsze