Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król chłopów tom IV 164.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

śmiechem smutnym — nie moglibyście wszystkiej biedzie ludzkiej zaradzić. Nie jam jeden był bez chleba. A na zamek, za rycerstwem, dworem i pany nie docisnąłby się człek biedny...
— Wiecie, że u mnie dla was drzwi otwarte — zawołał Kaźmirz.
— A no, straże przy nich stać muszą — począł wieśniak — siermięgi połatanej nie puszczą...
— Cóż z gruntem i chatą się stało? — spytał król.
— Chałupa spłonęła, grunt zajałowiał, Neorża tam już wsadził jakiegoś przybłędę.
Potrząsł głową.
— Mnie tam już nie powracać — rzekł — ciągleby człek na swych nieboszczyków patrzeć musiał i samby się tym żalem zamorzył...
Za królem stał pisarz, ku któremu się zwrócił Kaźmirz.
— Ziemię ci w królewszczyźnie wyznaczyć każę — odezwał się dając znak pisarzowi, aby go zapamiętał — zgłoś się po nią, a na chudoby także ci z Bochni grosz jaki dadzą...
Słuchał obojętnie dosyć syn Wiaducha...
— Rąk opuszczać nie trzeba — dodał król — starym nie jesteś, pracować możesz...
Ręką ukazał mu pisarza, który skinął, aby się przybliżył. — Ten ci sprawi wedle rozkazania mojego... Nim starość nadejdzie, masz czas jeszcze gniazdo usłać sobie...