Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król chłopów tom IV 182.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Boże uchowaj! podniosły się głosy zgromadzonych...
— Byle do Krakowa przybył — przerwał Dobek, tu przecie więcej lekarzy się znajdzie...
— Mistrza kolońskiego słuchać potrzeba — rzekł ks. Suchywilk... Z kolońskiej szkoły po wielkim Albercie najlepsi medycy wychodzą.
Ten i ów zagadywał jeszcze Kochana, który pół słowy już tylko odpowiadając niechętnie, za czapkę ze stoła wziął, i pokłoniwszy się gospodarzowi, za ks. Suchywilkiem wyszedł.
Poczęli się wysuwać i inni za nim, i wkrótce Wierzynek pozostał sam... a, choć godzina była spóźnioną, nie rychło poszedł na spoczynek.
Długo potem jeszcze w ulicach widać było niespokojnie się przesuwających ludzi, a gdy dzień następny chmurny i posępny miasto rozbudził, całe ono zdawało się jedną tylko troską o króla przejęte.
Nie mówiono po domach, po ulicach, po sklepach tylko o chorobie króla. Brali jedni stronę lekarza Macieja, drudzy Mistrza kolońskiego...
Duchowieństwo, pomimo licznych fundacyj kościołów i łask królewskich, pamiętne śmierci Baryczki, przyjaźni z Estherą, naostatek dnia, w którym król na polowanie jechał, nie chcąc poszanować uroczystości, źle wróżyło. —
Wszystko wydawało się mu mściwym palcem