Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król chłopów tom IV 184.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Codzień też przybywali gońce, których w ulicach zatrzymywano, dopytując tęskliwie.
Lecz ci nie przynosili żadnej pociechy... Niesiono króla już nieprzytomnego prawie, dopytującego ciągle, gdy z sennych marzeń się budził, ażali jest już w Krakowie.
Pamiętał Kaźmirz, iż mistrz Maciej tu go do zupełnego zdrowia przywieść obiecywał...
Nareszcie dnia 30 października oznajmiono, iż dnia tego król na Wawel przybędzie.
Miasto całe wyległo na ulice... a choć deszcz jesienny padał dnia tego ciągle, nikt nie zszedł się schronić, chcąc powrotu umiłowanego króla doczekać.
Już nad wieczór ukazały się wozy i konni; króla niesiono osłonionego kabłąkami, na których skóry szczelno były poopinane.
Sześciu ludzi zwolna postępowało z nim w milczeniu, a obok noszów pieszo szli z głowami spuszczonemi, lekarz, dwór, urzędnicy.
Pochód ten powolny, nosze te żałobne, cichość wielka, bo i w tłumie żaden gwar się słyszeć nie dawał, czyniły powrót królewski do pogrzebu podobnym.
Po cichu, łzy tłumiąc i jęki, płakali ludzie, spoglądając zdala na czarne owe mary, w których król żywy jeszcze, ale bezsilny, wycieńczony, bezpamiętny spoczywał...
Oczy ciekawych mogły tylko dojrzeć opon