Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król chłopów tom IV 187.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Wielkiej duszy pan — nie żył... Płaczem rozległo się miasto...



Gdy za pogrzebem króla żałobą odziana z dwojgiem córek szła milcząca Jadwiga, królowa, osierocona, opuszczona już, mająca wkrótce zstąpić z tego zamku, na którym nigdy nie panowała, czująca jak się do koła niej rozstępowali ludzie; we dworze murowanym w Łobzowie, patrząc przez oko[1] na gałęzie drzew z liści obnażone siedziała niewiasta, piękna jeszcze, postaci wspaniałej, poważna, i jakby z bolu skamieniała. Czarne jej oczy, wlepione w szary widok jesiennemi spowity mgłami, nie widziały nic, patrzały w przeszłość i zapłakać nawet nie mogła. Dla niej wszystko się skończyło z uderzeniem dzwonu na Wawelu, nie król umarł dla niej, ale ona sama skonała z nim.
Dziesięcioletnie chłopię Niemira, syn jej, siedział niedaleko, patrząc na matkę... nie rozumiejąc tej wielkiej boleści, która jej pamięć o dzieciach nawet odjęła.
Opodal nieco dwie dzieweczki ciekawie i nieśmiało spoglądały też na matkę...
Cisza panowała dokoła — lecz wiatr przynosił na skrzydłach mokrych z Krakowa jęk oddalonych dzwonów...

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być okno.