Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król chłopów tom I 049.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

czora, gdyśmy do naszych izb szli na spoczynek, zagadnąłem o nią, roześmiał się tylko.
Na drugi dzień sam mnie o nią zaczepił i rzekł.
— Królewski kąsek!
Mnie ten drab ojciec z kosemi oczami stał na pamięci, odpowiedziałem tylko. — Niechno się miłość wasza temu staremu przypatrzy, od tej czarownicy ochota odejdzie.
Pan to w śmiech obrócił.
Królowa Elżbieta, że rada była brata jak najlepiej przyjąć i ugościć, spostrzegłszy, iż na Klarę oczyma rzucał, poczęła go nią prześladować.
Nie zapierał się, iż mu w oko wpadła.
— Piękniejszej w życiu nie widziałem — rzekł.
Więc mu potem Klarę i do tańca i przy biesiadzie ciągle do boku dawano, aby sobie nią choć oczy napasł.
Mówił mi o niej ciągle, ale narzekał.
— Jak z kamienia jest — powiadał — im ja się więcej staram w łaski wkupić, tem sroższa. Podarku żadnego przyjmować nie chce. Uśmiechu od niej, ni dobrego słowa nie dopytać; a odezwie się zmuszona, to jak żelazem w piersi żgnie...
W kilka dni jakoś królewicz nam zachorował.
Ksiądz włoch, doktor królewski, kazał mu