Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król chłopów tom I 094.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Stała blada, mężna, śmiała, patrząc gorączkowo otwartemi oczyma na wchodzących.
Wzrok jej padł i zatrzymał się na Kaźmirzu, który szedł szczęśliwy i rozradowany, jej szukając oczami. Odgadł ją pewnie, lecz wejrzenie, którem go powitała, raziło, jak cios w piersi wymierzony. Kaźmirz drgnął i zawahał się, idąc na powitanie króla Jana. Trwało to zaledwie oka mgnienie, żywiej jeszcze posunął się ku niemu.
Margareta spuściła oczy.
Nie widziała już nic. Kazano jej podać rękę narzeczonemu. Wyciągnęła ją zimną i martwą. Mówił coś do niej, nie słyszała. Stanął przy niej, nie spojrzała na niego.
Do koła gwar był wielki i wołanie.
Na dany znak wszyscy ruszyli do zastawionych stołów i przy pierwszym z nich, obok ojca, posadzono przyszłych nowożeńców. Margareta usiadła, ciągle oczy trzymając spuszczone. Słyszała szept jakiś, ale ust nie poruszyła.
Margrabia Karol pochylił się do ucha przybyłemu.
— Margareta była trochę chorą — szepnął mu — nie zważajcie na jej trwogę. Obyczaj to kobiecy, drożyć się z sobą i udawać smutne, gdy są najszczęśliwsze.
Kaźmirz też był pełen najsłodszych nadziei, nie zawiedziono go, królewna wydawała mu się cudnie piękną...