Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król chłopów tom I 104.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

rozproszenia go — rzekł Kaźmirz. — Wszystko, co wam może być przyjemnem...
— Mnie już nic przyjemnem nie jest — sucho przerwała księżna.
— Pozwólcie mi mieć nadzieję, że się to zmieni — rzekł król.
— To się zmienić nie może — odparła Margareta.
Słowom tym odpychające towarzyszyło wejrzenie. Kaźmirz zarumienił się, lecz pozostał panem siebie.
— Być może — odezwał się po chwili — iż mnie i królestwo moje nieprzyjaciele źle wam odmalowali i że ztąd powstał wstręt jakiś do mnie. Przekonacie się, że ludzie kłamią.
Księżna dumnie głową potrzęsła, nogą, przy której leżał pas złoty, upadły na ziemię, popchnęła go niecierpliwie.
Zapatrzyła się w okno, umyślnie unikając spotkać króla oczy, które w nią były wlepione.
— Bywaliście na Węgrzech! — odezwała się z wyrazem przekąsu jakiegoś Margareta. — Mówią, że tam są niewiasty piękne bardzo. Dwór królowej Elżbiety obfitować w nie musi?
Kaźmirz zrozumiał przymówkę, ruszył ramionami pogardliwie i usiłował się uśmiechnąć.
— Jednakże — przerwał — piękniejszej nad was nie widziałem w życiu ani na węgierskiem, ni na żadnym dworze.