Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król chłopów tom I 188.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Król mówiąc to, sięgnął do kalety, w której miał przygotowany mieszek i położył go na stole...
— Do Wiślicy pojedziewa — odezwał się z dumą kmieć — chybabym żyw nie był, ale nie o waszych pieniądzach, miłościwy... Stanie na to ubogich. My tam żyjemy z prosta, prawda, takeśmy się urodzili i do tego nawykli — złota na nas nie widać — miły panie — ale grosz jaki w garnuszku pod sypanką w komorze się najdzie na czarną godzinę.
— Weźcie to przecie — mnie nie zubożycie — rozśmiał się król, weźcie dla innych, abyście ich mogli wybrać nie wedle przemożności, a wedle statku i rozumu... i — z Bogiem ostawajcie. Król wstał i kroczył już do drzwi, nalanego miodu ledwie dotknąwszy ustami. Wiaduch wiódł go, schylając się, do drzwi. Odwrócił się ku niemu.
— Pomnijcież — dodał, przed czwartą postu niedzielą, trzeba tam być... jak się patrzy... bo o was pytać będę.
Gdy król wyszedł do swoich, ci się jeszcze wyniesioną im mechą pocieszali, i coprędzej wąsy ocierając, do koni przypadli.
Kaźmirz się już z dworem dobrze od wrót odsadził, a stary kmieć stał jeszcze zadumany, i jak w ziemię wrosły...
Garuśnica aż musiała przyjść, i po ramieniu uderzywszy, rozbudzić.
— Co tobie stary?