Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król i Bondarywna 034.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

przedziwnych kształtów, kibić zachwycająca, popiersie bogini Guida, a co za wyraz w tych oczach!
Starosta śmiać się począł.
— I w dodatku lat piętnaście.
— Mylisz się, dziewiętnasty zaczęła; pytałem o to, choć nie wygląda na szesnaście. Znać się tu późno i powoli rozwija to plemię — mówił król z zajęciem wielkiem.
— A głupiutkie to być musi — wtrącił starosta.
— Ani odrobinę nie głupsze jak nasze panie — przerwał Stanisław August — owszem spryt z oczów jej patrzy, na czole rozum. Nie umie po francusku, nie czytała Voltaira, ale ówby sam staruszek Fernejski zachwycił się tą perłą ukraińską.
Starosta śmiał się coraz głośniej.
— Prawda, masz słuszność — począł król — sam to czuję, śmiesznym się staję z tem mojem uwielbieniem dla piękności, alem się urodził artystą. Nie mogę chłodno patrzeć na arcydzieło arcymistrza, na twór bożej ręki.
— Czy ją weźmiemy z sobą do Warszawy? — spytał starosta niedbale — boć dla samego Bacciarellego by się przydała jako model do obrazu i w mieście prędkoby się ukształciła. A kto wie, jakieby ją tam szczęście spotkać mogło. Wydaćby ją tylko trzeba za jakiego poczciwego gapia i męża wysłać do Konstantynopola.