Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król i Bondarywna 036.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

siostrą swoją, podzielać musiał — szepnął starosta szydersko.
Wspomnienie jenerałowej zdało się króla wytrzeźwiać.
— Niewątpliwie — dodał sucho — uczucia i obowiązki, jakie mam dla niej, naruszonemi być nie mogą.
— A piękna Bondarywna? — niedosłyszanym, pełnym sarkazmu szeptem wtrącił starosta.
Na to nie było odpowiedzi. Król był zamyślony.
— Co to za szkoda — odezwał się — że pod ręką nie mam nikogo. Chciałbym ją malować kazać. Uczyń mi tę przysługę, nieznacznie postaraj się sprowadzić Plerscha. Maluje właśnie w Wiszniowcu kopie z tych ogromnych, mazanin, wystawiających historyę Maryny. Cesarzowa się o nich od kogoś dowiedziała i mieć je zapragnęła.
Ruszył ramionami.
— Historycznie to coś warto, ale malowanie, pożal się Boże! — dodał król. Plersch mógłby tę robotę na jakie dni kilka porzucić i odmalować mi tę śliczną Ukrainkę. Takich twarzy mało jest na świecie, a wprędce to zwiędnie. Niechby choć na płótnie pamięć po niej została.
— O Plerscha najłatwiej, rzekł Szydłowski; powiedzieć pani Marszałkowej, każe go pod ciupasem