Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król i Bondarywna 081.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

dziewczyny składając wcale nie rodzicielski pocałunek. Natałki twarz jakby krwią się oblała, chwyciła gwałtownie rękę pana i przycisnęła do niej usta gorące.
W tej chwili twarz królewska zmieniła się jakby czarem; wystąpił rumieniec na nią, zaczął drżeć, powstał z ławy, oczyma obłąkanemi potoczył po izbie, jakby przeciwko sobie samemu szukając ratunku. Dziewczę jeszcze jego białą rękę trzymało.
Z lekka wyrwał ją król, patrząc na nią i szepnął cicho:
— Do widzenia.
Ale głosu mu prawie brakło. Dziewczę spojrzało mu w oczy.
— Starosto! — odezwał się Poniatowski głośniej, jakby wzywał ratunku.
Szydłowski się pokazał w progu, a Natałka powoli ustąpiła. Sydorowa stała pod piecem ciągle, oczyma wodząc przestraszonemi, bo się lękała wzroku męża.
Król żegnał się już i wychodził z chaty, nie mogąc znaleźć do drzwi drogi, tak był pomięszany. Dziewczę szło za nim.
Przez dziurkę we drzwiach, pani Mniszchowa, przytulona do nich, widziała wszystko.
Gdy król wyszedł na świeże powietrze, odetchnął, był milczący i zamyślony. U progu stał Sydor z założonemi rękami; do niego się obrócił.