Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król i Bondarywna 094.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Szambelan osłupiał.
— Tak, tak — szepnął jakby sam do siebie — mogę mieć wszystko, ale...
Grzybowska oczyma odpowiedziała.
— Dyabla sprawa! — trąc czoło i wąsa targając, rzekł szambelan — to potrzebuje namysłu.
— A tymczasem ją kto inny pochwyci! — zawołała Grzybowska. Zmiłuj się, panie szambelanie, co tu się namyślać! Albo to co tak osobliwszego? Chleb powszedni! My to najlepiej wiemy, co żyjemy na dworze, iż się ludzie dla siebie nie żenią. Zresztą, gdyby to szło o kogo innego... ale dla naszego drogiego króla!
— To prawda, dla króla! — powtórzył szambelan — jest racya!
— A ja panu powiem więcej — szepnęła Grzybowska — że to tylko pozory będą. Król stary, to stworzenie młode, on jeno dla oczów i dla niewinnej rozrywki mógłby pragnąć ją widywać. Nic w tem złego...
— Gadaniny! — rzekł szambelan.
— A na kogoż nie gadają! — ramionami ruszając, rzekła Grzybowska. Na to zważać nie należy. Spojrzawszy na pana, zaraz mi to na myśl przyszło. Kandydatów będzie mnóstwo... ja to dla pana uczynić mogę, że mu pierwszeństwo dane będzie.