Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król i Bondarywna 106.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Plersch był młody i czuł tę nieszczęsną potrzebę kochania, która jest młodości darem i plagą — ale kochać kogo nie było... ktoby chciał malarza? chyba subretka-emerytka wielkiej pani, z rozpaczy po ostatniej jakiej zdradzie kasztelanica.
Plersch nie mając rodziny, nie mogąc się przywiązać do nikogo, bo nikt go nie chciał, bawił się pudlem, którego wziął za przyjaciela.
Pudel się Ami nazywał — patrzał mu w oczy, roztropny był bardzo, niekiedy szkodę robił w farbach, ale zmyślny i posłuszny, płacił za nię zabawnymi figlami i przywiązaniem namiętnem do pana.
Po całych dniach pudel patrzał w oczy Plerschowi, a malarz się do niego uśmiechał; niekiedy rozmawiali na migi i rozumieli się bardzo dobrze.
Gdy pani marszałkowa kazała do siebie przywołać Plerscha, zapinała właśnie bransoletkę ze szmaragdem na białej rączce.
— Mój panie Plersch — odezwała się do niego, nie spoglądając nań nawet — proszęż cię, bądź tak dobry, wybierz się zaraz do Wiszniowca. Trochę daleko, ale mieć tam będziesz wszelkie wygody. Cesarzowa chce mieć kopie tych obrazów Maryny... pan pewnie słyszałeś o nich. Nie są to arcydzieła, tylko rzeczy ciekawe; trzeba je w tej samej wielkości przekopiować, to dla pana będzie zabawką. O cenę się ułożymy. Król, mój wój, życzy sobie tego. Proszę