nie zrobi — odezwała się, do krzyżyka sięgając, Grzybosia.
Bondarowa nie bardzo zważała na restrykcyę, tak była sprawą zajęta i poczęła szeptać do ucha przybyłej.
— Ja jestem gospodarska córka, Kozaczka, to prawda, ale mój Sydor... mój Sydor Lach i szlachcic, ja to dobrze wiem, że moja Natałka przez niego szlachcianka. Co zbroił, to ja tam nie wiem, ale na Zaporoże zbiegł i długo tam żył, a nierychło mu się zatęskniło za spokojniejszem życiem i mnie zaswałał, bo chciał z Lachami na wiek wieków zerwać. Mnie to zawsze po głowie chodziło, żeby donię moją wydać za szlachcica...
Tu zniżyła głos jeszcze.
— A co jej do tego brak? szlachcianką jest, krasa szlachecka, rozum... no, i grosza po niej weźmie, kto się z nią ożeni, więcej niż się spodziewa. Ludzie na nas plotą, że my czerwońce półkorcówką mierzym; to bajka; a no, garncami, to może. Mój coś z sobą z domu przyniósł, a na Siczy też mu się wiodło. I chutor coś wart, i klejnotów się znajdzie, nie tyle, ile ona przed królem pokazywała.
Tryumfująco wypowiedziawszy to, spojrzała Bondarowa na Grzybowską, która słuchając, pobladła i zamiast się uradować tem, zafrasowała. Widać to było na twarzy.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król i Bondarywna 131.jpeg
Ta strona została uwierzytelniona.