Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król i Bondarywna 146.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Ten despotyzm, tak siebie pewny, wielce zaimponował artyście.
— Jakże panienka chce usiąść?
Natałka pomyślała chwilę, posunęła krzesełko, rękę położyła na poręczy, a na ręku główkę, smutnie jakoś pochyloną.
Z tej pozy, przybranej od fantazyi, stworzyło się coś oryginalnego, niby obrazek, nie portret, gdyż portret wedle pojęć wieku, musiał siedzieć wyprostowany, sztywny i być pozbawionym życia, aby zyskać nieśmiertelność.
Natałka pochylona tak, z minką zatęsknioną i smutną, niby opuszczona, znudzona, oczekująca, zdała się artyście zbyt nieklasyczną.
— Ale proszę panienki, w takiej postawie...
Podniosła dziewczyna głowę.
— A, to inaczej nie będzie — odparła i znowu przybrała tę samą pozę.
Plersch, który już miał węgiel w ręku, zatrzymał się i zawahał.
Sydorowa, która była usiadła na stołku, wstała i zbliżyła się do córki.
— Doniu, kochanie, a toć to oni lepiej od nas wiedzą, jak siedzieć do tego potrzeba, to posłuchajże.
Dziewczę główką rzuciło przecząco, a na malarza spojrzało z zalotnością, którą go przekupić chciało.