Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król i Bondarywna 179.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Pustynia! — poczęła Natałka. Wy mówicie, czego brak? a no wszystkiego — ludzi... Bąka słuchać, gdyby się głosu ludzkiego chciało, to bieda i tęsknica; w chacie się dusić, kiedy drudzy białe domy mają...
Plersch pomilczał chwilę. Żal mu było ślicznej dziewczyny.
— E — rzekł powoli — gdybyście nie gniewali się na mnie, jabym z wami rad pomówić od serca.
— Od serca? — rozśmiało się dziewczę.
— Nie rozumiecie mię może, no to powiem od sumienia..
Dziewczę zmilkło.
— Mnie was żal okrutny — rzekł malarz.
— A no? — spytała Natałka.
— A tak, żal — ciągnął dalej Plersch — żal mi was. Wyście szczęścia warci, a wam się gotuje niedola. Ja wszystko wiem.
Natałka, która siedziała na ławie, wstała i sparłszy się o okna krawędzie, zwiesiła nad siedzącym główkę ciekawą. On pozostał w miejscu, z podniesioną ku niej twarzą.
— Wyście lepszej doli warci — mówił Plersch, powoli się coraz więcej unosząc. Ja wiem, podobaliście się królowi. Król dobry jest, ale on co dnia nowej twarzy pragnie i miłości nowej. Co za dziw, żeście go oczarowali... a co potem? Jutro pamięci nie