Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król i Bondarywna 225.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

się liczyć z kasą i sumieniem, i postrzegł, że takich dni kilka wyczerpią zapas do dna. Wprawdzie znalazł żonę, lecz co mu po tem było?
Nazajutrz pobiegł do Grzybowskiej zdyszany. Po dzwonieniu go poznała, bo jak na wotywę sygnował.
Bez powitania prawie się wtoczył.
— A, dobrą mi asińdźka dałaś radę! — zawołał — tożem na hecy tę małpę znalazł!
— Jaką?
— A tę... tę... już się pani domyśl. I dowiedziałem się, że szambelanową śmie się nazywać!
— Bo ma do tego prawo — odparła Grzybowska seryo.
Szambelan na wczorajszem krzesełku padł jak przybity.
— Dałem słowo, że nic nie pocznę; słowo rzecz święta; nie robiłem wczoraj larum, lecz donoszę, że gdy ją wyszukam...
— Ja ci ją znajdę i rzeczy się ułożą — rzekła Grzybowska. Czekaj, bądź cierpliwy i baw się.
— Śliczna mi zabawa w tej waszej Warszawie! — krzyknął rozpaczliwie Rzesiński. Wczoraj przy stole zrobiłem znajomość z młodym człekiem, niewinność sama, grzeczny, układny, gładki, choć do rany, a jak się okazuje dzisiaj, upoił mię cum premeditatione burgundem i wziął u mnie w prostego marya-