Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król i Bondarywna 271.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Przez litość jakąś, błądząca po salonie marszałkowa przysunęła się do niego.
— Jak się masz, panie Plersch, a cóż, zdrów już jesteś?
— Dziękuję pani hrabinie, dosyć.
Przybliżyła się jeszcze i cicho zapytała go, oglądając się do koła.
— Wiesz o losie tej Ukrainki, którą to dla mnie malowałeś w Kaniowie?
— Trochę — rzekł Plersch — wyszła za mąż. Mam nawet szczęście znać kasztelana, który się jej mężem nazywa — dodał z małym przekąsem artysta — i mam zaszczyt też zajmować się właśnie jego portretem, po którym ma nastąpić odpowiedni samej pani.
Marszałkowa stłumionym śmiechem przerwała mu:
— Ale bo nic chyba nie wiesz, panie Plersch...
— Jak to? dziś kasztelana widziałem...
— I nic nie mówił?
— Owszem, wiele o sobie i swej przyszłości
— I o żonie?
— Trochę nawet o niej.
— Przecież od dwudziestu czterech godzin już je nie ma — mówiła marszałkowa — cała Warszawa się tem zajmuje. Piękna Ukrainka znikła razem z matką i jakimś, mówią, dawnym swym kochankiem,