Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom III 013.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Zrazu zacinał się Strzegoń, patrzał, wahał, potém gdy się z tą młodzieżą zżył, poznał ją, pokochał, opowiadał żwawo, ochotnie, zapalał się nierzadko i miecza dobywając ukazywał, jak ten tamtego płatnął, jak się ów obraniał i t. p. Więc śmiechy, wykrzyki, a radość wielka panowały, podarki się sypały i Bolko na chwilę się z nim rozstać nie mógł.
Strzegoń nie dosyć, iż sam bywał ze Szczodrym po Rusi i na Węgrzech, ale od starych co z Chrobrym wojowali nasłuchał się dawnych o wojnie powieści, o zbrojach jakie nosili, o wszelakim sposobie potykania się w polu, dobywania miast i obronie, o fortelach wojennych, o tém jak się narody zbroiły i zkąd broń swą dostawały, a jaka im najlepiéj służyła.
Przechodziły całe dnie na tych gawędach, a że Bolko w zamknięciu i zadusze nie lubił siedzieć, skoro pozwoliła pogoda, zabierał starego z sobą w las, często nawet, co mu najmilszém było, noc spędzali w chruścianym namiocie u ogniska.
Po kilku dniach Strzegoń dopiąwszy jak najszczęśliwiéj tego z czém tu przybył, a uczyniwszy więcéj niż się spodziewał, stał się markotnym wielce. Im Bolko dlań był milszym i serdeczniejszym, tém stary żołnierz posępniejszym się stawał. Poczynał go nawet unikać. Bolko mocno na tém czując, tém mocniéj nań nalegał, sowiciéj go obdarzał i ująć się sobie starał.