Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom III 014.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

W miarę, jak się to przedłużało, niespokojniejszym coraz Strzegoń się stawał. Młodzieńcza ufność, dobroć, otwartość Bolka za serce go brała, patrzał na ten kwiat śliczny, ledwie rozkwitły, a pomyślawszy, iż go na śmierć ma wydać, gryzł się w sumieniu, żal go porywał wielki. Nigdy wprzódy nie miał zręczności zbliżyć się do królewicza, znał tylko Sieciecha, który wielką nad nim miał siłę, nie wahał się dlań uczynić ofiarę: teraz — przemówiło serce, brakło mu odwagi, by spełnić do czego się zobowiązał. — Podstęp ten, do którego użyty był za narzędzie inaczéj mu się przedstawiał. Przełamali z sobą chléb, nieraz obozowali pospołu, sypiali pod namiotem jednym, zbliżyły się dłonie, żołnierz poczynał być w niezgodzie z sobą samym — co tu począć? przemyślał nocami — lub jednego albo drugiego zdradzić muszę!
Człek był prosty, sobie samemu nie ufał, nie wiedział, czy się miał księdzu spowiadać, czy wróżki poradzić. Poganina jeszcze w nim było dużo, bo od młodu na wojnach, o religii myśleć ani się jéj uczyć nie miał czasu. Z innemi razem na pół-pogany obawiał się księży, jak czarowników. Napełniali oni w owych czasach trwogą lud pospolity; ztąd pozostała w obyczajach u gminu zła wróżba, gdy się księdza spotkało w drodze — miano ich za potężnych, cudami władnących guślarzy nowego Boga.