Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom III 023.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

rzy są wyznaczeni, aby cię życia pozbawili — Strzegoń, Halka, Strzepa, Żelazny, nasadzeni są, aby odwiódłszy w lasy zgładzili cię.
Bolko pobladł raczéj z gniewu niż obawy.
— Dzięki niech będą Bogu — zawołał, — iż zdradę odsłonił. My téż sami teraz wiedząc o niéj, myśleć o sobie musiemy — pułki wszystkie są Sieciechowe, dowódzcy jego — potrafiemyż się im obronić? Magnusa Szlązaków i mojéj wiernéj drużyny mało jest?
— Na grodzie się zamkniemy w ostatku — odparł Magnus, — otwarcie oni nie wystąpią. Dobrze jest w lesie mordować nocą, ale jawną zdradę popełnić, nie wiem czy się ważą!
— Wojewoda, jeśli siły swe obliczył — zawołał Bolko — i na to jest gotów — nie widzę innéj rady, jak natychmiast słać do Zbigniewa, niech w skok w pomoc nam przybywa ze swemi. Dzisiaj mnie, jutro jemu, moja sprawa, jego sprawą. Poczyna Sieciech odemnie, na nim skończy.
— Rozumna rada! — przemówił biskup, — jeżeli Zbigniew usłuchać zechce zawołania.
— Poprzysiągł mi sojusz i braterstwo — zawołał królewicz.
Magnus, do którego się zwrócono, milczał, ale nie przeczył.
— A! — odezwał się nagle Bolko — wierzę wszystkiemu co mówicie, cudownie się to sprawdza — lecz — Strzegoń! — Strzegoń, którego po-