Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom III 027.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Moi setnicy pewni, w ludziach można wybór zrobić...
Nasze namioty za miastem jak były, zostać mogą.
Widząc jak się tu rzeczy składały, biskup mógł już odjechać spokojnie, wstał więc błogosławiąc i wyprowadzany przez królewicza, Magnusa i wszystkich co na zamku się znaleźli, aż za wrota — odjechał do domu.
Zabrano się natychmiast do Zbigniewa posyłać, choć nie wszyscy i jemu ufali. Bolko, jak sam słowo rycerskie miał za święte, tak pewien był pomocy brata. Ważyła ona wiele, gdyż sile téj zaufać było można, a na Krakowian, Sandomierzan i najlepsze pułki, długo będące pod rozkazami wojewody, nikt rachować nie mógł. Owszem z pewnością wiedziano, iż one pójdą gdzie on rozkaże, i uczynią co im podszepnie.
Szlązacy, którzy już byli do Bolka przystali, na wieść, iż mu zagrażało niebezpieczeństwo, wnet od następnego dnia począwszy, z czém kto miał, małemi i większemi pocztami, poczęli się ściągać z okolicy do Wrocławia.
Na zamku ścisk był przez całe dnie jak na targowicy we święto, przybywali ludzie coraz nowi, a każdemu przyjeżdżającemu opowiadać musiano co się stało.
Oburzenie i lament na Sieciecha powstał po-