Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom III 039.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Greta milczała.
Zbigniew, który złym będąc aż do wściekłości szalał, kłaniającego się nogą potrącił.
— Idź na wskroś ziemi! — trutniu! — krzyknął co ty mnie, mnie będziesz uczył rozumu!
Sobiejucha, choć spodlony, tą zniewagą uczynioną przy niewieście uczuł się dotknięty.
— Jam przecież nie człek niewolny, aby mnie nogami kopano! — zawołał.
— Sługa mój jesteś! w największym gniewie wrzasnął Zbigniew — do ciemnicy z nim!!
Zbladła Greta stała ręce złożywszy, Marko jak zdrętwiały nie poznawał pana — milczał.
Po chwilce gdy się jąkając chciał coś odezwać, Zbigniew milczeć mu nakazał.
— Precz mi z oczów! — Hurki wołać — rzekł miotając się.
Hurko był oprawcą i stróżem przy ciemnicy.
Na hałas w izbie poczęli się zbiegać komornicy. Zbigniew im wskazał Marka.
— Do kuny go wsadzić! — do ciemnicy, do kłody — wołał książe — Hurko do mnie!
Nim Marko miał czas słowo przemówić, komornicy, którym był dojadł, pana widząc rozgniewanego, pochwycili go, i opierającego się, na rękach niemal precz wynieśli.
W miejsce Sobiejuchy zawołany tysiącznik, człek prosty a posłuszny ślepo, który służył tylko aby żyć i zarabiać wojną na łupach a czasu