Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom III 079.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

i starszyzna o przebaczeniu i wypuszczeniu na wolność słuchać nie chcieli.
— Jak się to skończy, co Bóg da, jaka jego wola, ani wy, ani ja — rzekł biskup — nie zgadniecie. W mocy Najwyższego wszystko. To tylko pewna, że gdy wy tu wojujecie, a granice stoją otworem, Pomorcy już około Santoka się gromadzą i na zamek godzą. Wiedzą oni co się u nas dzieje i że dla nich pora sposobna.
Wstrząsnął się Bolko.
— Dajcie mi ludzi — wykrzyknął — niech tu sobie wojuje kto chce, mnie puśćcie na rubieże! Nie spodziewają się nas, uderzę i pobiję pogan!
Oczy mu się iskrzyły...
— Moje miejsce tam nie tu! — zawołał gorąco — ludzi mi dajcie.
Magnus się oparł.
— Ludzi nie mamy tylu, aby się niemi dzielić było można. Z zamku na osłabłych lada wycieczkę zrobią i wszystko przepadnie. Na Pomorców czas będzie, wtargnąli, pomścimy się srodze...
Bolkowi twarz się zachmurzyła, usiadł po swoich spoglądając. Sieciecha teraz więcéj niż kiedy nienawidził jeszcze za to, iż Pomorcom dał wtargnąć i grozić granicom.
Zwolna gorące w początkach rozprawy, słowy kapłańskiemi łagodzone przeszły w spokojniejsze utyskiwanie nad nieszczęściem ogólném. Postanowiono natychmiast dwu duchownych do Gnie-