Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom III 082.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

bronić się do ostatka, słać do obozu królewiczów, aby starszyznę przeciągnąć na swoją stronę, użyć wszelkich środków, by się przy władzy utrzymać. Spiskowano tu, nocami wyprawiano ludzi poprzebieranych, czynność była gorączkowa, zapamiętałość coraz większa; tymczasem na dworcu biskupim zebrani duchowni zgorszeni, zatrwożeni, przez O. Marcina podbudzani mocno, postanowili niedopuścić walki.
Przed ich potęgą korzyło się ostatecznie wszystko.
Arcybiskup Marcin zaledwie zsiadłszy z konia, głośno zapowiedział, że między ojcem a dziećmi dla jednego ambitnego człowieka boju nie dozwoli, kościelną władzą zagrozi i powstrzyma go.
Gdy na zamku Sieciech i królowa dowiedzieli się o przybyciu biskupów, wojewoda uląkł się i zwątpił o sobie, arcybiskupa obawiał się najbardziéj.
Nie dając czasu o. Marcinowi do widzenia się z królem, wojewoda natychmiast z pocztem pojechał sam na dworzec biskupi.
Właśnie na radę około arcypasterza gromadzili się duchowni, gdy ujrzano nadbiegającego wojewodę.
Zdaleka palcem nań wskazując, zmarszczony starzec zawołał:
— Ten ci to jest, przez którego zgorszenie i nieszczęście na nas przychodzi.
Gdy w progu Sieciech się ukazał, trzéj pa-