Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom III 085.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Ustąpić musicie z królestwa tego, a my pokój uczynimy.
Wojewoda ostatnie wyrazy posłyszawszy zbladł i zachwiał się.
— Ja mam więc za wszystkich winy odprawiać pokutę? — rzekł.
— Bo wy zgrzeszyliście najwięcéj — dodał arcybiskup.
Sieciech spojrzał na biskupa Filipa, który mu groźném odpowiedział wejrzeniem, potém na Lamberta, który oczy miał spuszczane i milczał, patrząc na otwartą księgą, na Paulina w ostatku, a ten się nie odzywał i z założonemi na piersiach rękami ku stropowi poglądał.
— Ustąpić musicie — powtórzył arcybiskup — za granice Królestwa tego, którescie zaburzyć pragnęli — zgoda i pokój nastaną, gdy wy odejdziecie. Wojny nie dopuścimy, klątwą w ostatku zagrożę królowi, klątwę cisnę na was...
Wojewoda nie mówił nic, oczy mu zachodziły krwią, która ze zbladłych warg ustępowała.
— Idźcie! — dorzucił o. Marcin. — dopóki możemy ocalić wam życie. Idźcie!
— Gdybym chciał — odezwał się niewyraźnie Sieciech — król odejść mi od siebie nie da. Król się nie obejdzie bezemnie, ufa mi. Wié, że nawet własnym dzieciom wierzyć nie może, że tylko ja mu byłem wiernym. Ja!
— Tak! — odpowiedział arcybiskup — król