Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom III 091.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Arcybiskup wcale nie zmięszany zapytaniem — odpowiedział z przyciskiem.
— Dlatego miłościwa pani, że namiestnik ten nie króla zastępuje, ale sam nim chce być. Wasza miłość zechcecie nam bez przeszkody dozwolić mówić z panem naszym, potrzeba jest tego wielka.
Twarz królowéj oblała się rumieńcem.
— Wy tu ojcze przewielebny nie najwyżsi jesteście — zawołała — Rzym nad nami i wami jest, a biskup rzymski papież. Ja poślę do papieża, do cesarza.
— Ślijcie miłość wasza do kogo się podoba — rzekł spokojnie arcybiskup — ja téż słać będę. My w królestwie tém cesarzowi nie podlegamy, chociaż go szanujemy, poddani jesteśmy Rzymowi i ojcu naszemu jednemu tylko. Z rąk jego odebrałem instytucyę i paliusz, Boga tylko i jego znam nad sobą.
Zagniewana królowa chciała mówić jeszcze, gdy przerażony coraz bardziéj król rękami gwałtownie poruszając, dał znak, by ona i Sieciech odeszli.
Zmierzywszy złośliwemi oczyma duchownych, Judyta razem z wojewodą znikła za zasłoną.
Arcybiskup zwolna i łagodnie przybliżył się do króla, a widząc go drżącym i aż do omdlenia prawie strwożonym — rzekł doń:
— Niech się uspokoi dusza wasza, miłościwy