Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom III 123.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

chodniéj łuny oświecał ten pochód rycerski. Część wojska już bramami wyciągnęła w pole, gdzie się szykowała. Bolko miał z sobą dwunastu swych w jednakich zbrojach i hełmach. Ci stali czekając nań. Jeden z nich wiózł chorągiew, na któréj widać było wyszytego jeźdzca na koniu z podniesionym mieczem w ręku.
Zatrąbiono — królewicz wdział hełm, przeżegnał się i dosiadłszy konia otoczony drużyną, ruszył z twarzą rozpromienioną — szczęśliwy!
Po wyjeździe jego zamek zdawał się pustym, brakło mu tego życia, które z sobą przynosił. Z nim téż najdzielniejsza młodzież zniknęła. Lecz w téjże godzinie prawie sproszone duchowieństwo, władycy, ziemianie przybywać zaczęli.
Wielu starszych wiodła ciekawość, bo choć wszyscy znali i wiedzieli czém był pas rycerski, obrzędów uroczystych przy wkładaniu go mało kto z nich był świadkiem. Obchód podobny ledwie na cesarskim i królewskich dworach na Zachodzie wchodził w użycie z właściwemi mu obrzędami. Tłumaczono różnie tę dostojność, jaką chciał król nadać młodszemu synowi, a wielu mniéj świadomych widziało w niéj jakby zdanie władzy i naznaczenie następstwa po sobie.
Nie słyszało wielu, iż Zbigniew był pasowanym przez Czecha, a w wywyższeniu Bolka miłość ojca i pierwszeństwo nadane mu widzieć chciano.
Zrana w wigilję Wniebowzięcia zamek już