Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom III 129.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

głos i miecz młodego królewicza tę potęgę, że trwogę siał, któréj się nic nie oparło. Pierzchnęła resztka dziczy, Santok na długo od nowéj napaści był ubezpieczony.
Zbigniew obojętnie słuchał opowiadania.
— Ha, — rzekł do Bolka w końcu — Santok obroniony i obeszło się bez guzów na moich plecach, bez sińców i bez ran! — Tém ci lepiej. Sławy rycerskiéj, choćbym jéj żądny był, nie dojdę nigdy takiéj jaką wy sobie pozyskaliście, miłościwy bracie. Zawsze mnie klerykiem nazywać będą, choćbym i guzów dostał — po cóż mi one?