Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom III 145.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ja? Nie miałem Michny, coby mnie téj sprawy uczył — rzekł Zbigniew złośliwie. — Gdzieżeście widzieli, aby klerycy do turniejów się brali? a to wszystkim wiadomo, że mnie inaczéj jak klerykiem nie zwiecie.
— Nie ja — odpowiedział Bolko — ja cię zowię bratem.
— Bratem! bratem! — podchwycił Zbigniew cicho. — Dziś to jakoś tak wyglądało, jakbyś mi panem chciał być.
Bolko popatrzał nań.
— Ja?? — spytał.
Starszy odpowiedział mu wzrokiem, którym gniew się zdradzał.
— Hej! hej! mnich to rozumny — przecedził przez zęby — ale i kleryk nie tak głupi, aby się nie poznał, co weń godzi.
Wyrwało mu się to mimowoli prawie, i nim Bolko miał czas odpowiedzieć, Zbigniew dopiwszy kubka, wstał, idąc pomiędzy ludzi, a potém do niewieściego dworu królowéj, z którym rad przestawał.
Wkrótce potém Bolko ze swymi wyszedł także, gotując się do turnieju zapowiedzianego. Choć Michno stary pragnął bardzo uczynić go prawdziwym turniejem na sposób zachodni, i czasu i miejsca i ludzi po temu nie miał, bo się na gonitwę nie przygotowano, a mało kto do niéj miał wprawę.