Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom III 146.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Zamiast więc zwykłych dwunastu sztuk turniejowych i zapasów, w miejscu sznurami obwiedzioném mieli tylko towarzysze Bolkowi i on sam z nimi, występować w całych zbrojach z włóczniami tępemi. Nie było ani listów zapowiednich, ani wójta turniejowego innego nad Michnę, ani wystawiania hełmów i tarczy, ani tego obrzędu, jaki był zwykł wielkim towarzyszyć turniejom.
I tak wszakże nowością było to widowisko dla wszystkich niemal, bo go dawniéj na dworze nie sprawiano. Biegali i probowali się ludzie rycerscy często, wobec mnogiego tłumu, jeszcze za Bolka Wielkiego, ale wedle ochoty swéj i woli, nie bacząc wielce ani na włócznie, ani na zbroje, ani na niebezpieczeństwo, i nieraz w takiéj zabawie, gdy się zaciekli, jeden drugiego na śmierć przebijał.
Gdy naznaczony czas gonienia nadszedł, wyniesiono i króla do przedsienia, królowa téż raczyła wyjść z niewiastami, nie żeby starsze panie do rozdawania nagród naznaczyła, lecz żeby się przypatrzéć. Śmiała się, ramionami ruszając i utrzymywała, że w Augsburgu i Halli saskiéj, kędy turniejów była świadkiem, inaczéj one wyglądały.
Nie było téż tu ani tak wspaniale, ni tak gromadnie. Pole między sznurami ujęte, dosyć szczupłe, starczyło ledwie na dwie pary.
Wyjechał naprzód Bolko w całéj zbroi, z tarczą i włócznią, na koniu kropierzem okrytym,