Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom III 149.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— O! o! mąż rozumu téż wielkiego Zbigniew królewicz, dlatego arcybiskup Marcin, ojciec nasz duchowny kocha go jak syna, a drudzy nienawidzą.
Uczył się on na księdza, to dosyć powiedzieć. Wszystko umié, zna wszystko, mądry pan, dobrotliwy pan, mężny pan.
Słuchali go milczący ziemianie, niektórzy oglądając się ku Zbigniewowi, aby téż zobaczyć, czy mu tak jasno z oczów patrzało, jak głoszono.
Rozpytywano o życie; Marko opisywał, że był pan pobożny wielce, dobroczynny niezmiernie, gościnny i sprawiedliwy. Nie kosztowało go nic poprzysięgać na to. Sławił nawet męztwo jego okazane pod Kruszwicą, choć tam nic widzieć nie mógł zawczasu uszedłszy z placu.
Tak się tu powoli sposobiła i przygotowywała przyszłość, a Sobiejucha, gdyby najmniejszą oznakę po temu schwycił, chętnieby był począł spiskować i zmawiać się przeciw królowi i Bolkowi. Ludzie mu się wydali bojaźliwi nadto i ostrożni.
— Król pan nasz miłościwy — zagadywał do nich — tylko że już dysze. Nie wiele mu należy, a jak oczy zamknie — o! pogotowiu nam być wszystkim potrzeba.
Oglądał się czy kto nie mrugnie; Mazurowie popijali i oczy w piwie topili.
— Szkodaby Płocka — mówił daléj — gdyby młodszy górę wziął. Zaraz się wszystko do Kra-