Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom III 152.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

a korzystając z powszechnego zamętu, zbliżył się z niém do niéj, właśnie gdy młodemu Niemcowi wesoło się śmiała.
Szepnął jéj coś ostrożnie, sądząc, że bardzo wdzięcznie będzie przyjętym; królowa popatrzała nań zdziwiona wielce, a gdy Niemiec odszedł, zapytała od niechcenia o dawnego ulubieńca. Słuchała roztargniona odpowiedzi.
— Jeśliście od niego przysłani — rzekła — bądźcie ostrożni, nie bawcie tu długo. Gdyby was poznano i schwycono, z ciemnicyby się wydobyć było trudno. Wojewoda wrogów zostawił dużo, a druhów nie ma. Dobrze mu tak jest, gdy więcéj chciał, niżeli mógł.
Królowa miała doń żal srogi, a że oprócz tego poseł był stary i niepoczesny, długo z nim nawet mówić nie chciała. Pierścienia, który na znak przyniósł, oglądać sobie nie życzyła; poszedł więc i skrył się, lękając, aby nie był zdradzonym.
Późno w noc spotkał go Strzegoń w podwórcu, wlokącego się do miasteczka na gospodę.
— Nie mam tu co popasać długo — rzekł mu poseł — bywajcie mi zdrowi; miejsce po nas zarosło, znaku nie zostało... Trzeba na Rusi osiąść i o powrocie nie myśleć.