Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom III 166.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

a gdy ostatnie pieśni przebrzmiały, zabitą już trumnę, na dany znak spuszczono do otwartego wśród kościoła grobu, nad którym kamienny pomnik miał stanąć.
Choć w ciągu lat ostatnich, chory król prawie zapomniany dogorywał, gdy trumnę spuszczać miano, rozległy się po kościele jęk i płacze dworu, komorników, czeladzi, która starca kochała i litowała się nad nim.
Bolko upadł na trumnę i objął ją rękami zachodząc się od łkania; Zbigniew pozostał nie ruszając się chmurny i blady, jakby ten cały obrzęd nie obchodził go wcale.
Z kościoła wprost na stypę, ów chleb żałobny, który był w obyczaju, szli wszyscy ku zamkowi.
Arcybiskup Marcin, choć znużony wielce i bezsilny, kazał się także prowadzić, chcąc czuwać nad porządkiem i zgodą dopókiby zwaśnionych braci nie przejednał.
Obecność jego hamowała wszystkich, nie śmiano poczynać nic. Bracia tylko osobne zajęli stoły, Bolko ze swemi jak najdaléj od Zbigniewa, który téż otoczyć się kazał drużynie, lękając napaści.
Dokoła arcybiskupa zgromadziła się zwołana przez niego, sędziwsza starszyzna, wojewodowie, starostowie, dostojnicy dworu, ziemianie i władycy. Chciał O. Marcin z ich pomocą spór o dział i władzę zwierzchnią rozstrzygnąć.
Dopóki uczta trwała mówiono pocichu, gło-