Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom III 174.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Szczerbiec, i włócznia św. Maurycego, która berłem była.
— Zgoda li? — spytał Bolko.
Zbigniew widział w tém tylko kruszcu wagę i cenę, nie obchodziły go uświęcone pamiątki, wzruszył ramieniem.
— Zgoda! — rzekł obojętnie.
Bolkowi zajaśniały źrenice i Szczerbiec ująwszy jedną, włócznię w drugą rękę, zdjął kołpak obie ze czcią całując.
— Dzielcież, mili panowie jako chcecie — zawołał, — ja mojéj części najdroższą cząstkę zabieram!
To mówiąc, mieczyk przycisnął do piersi i pokłoniwszy się, wolnym krokiem wyszedł ze skarbca, komornikom za sobą rozkazawszy nieść korony.
Gdy się odwrócił od Zbigniewa, ten szyderskim okiem powiódł za nim.
— Połowa moja! — krzyknął radośnie — połowa moja!
Starszyzna potrząsała głowami, widząc w tém złą wróżbę, że przez chciwość królewicz sprzedał koronę i berło.
Szeptał mu coś Marko na ucho, który bardzo pilnie działu doglądał.
— Gdy kraj posiędę — rzekł pogardliwie Zbigniew, koronę mi złotnicy ukują, a arcybiskup ją poświęci. Potrzebniejsze mi złoto i srebro, niż stare żelaztwo.