Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom III 187.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Nawykłem do prostego życia, zawczasu go skosztowawszy.
W pokorze téj przebijało się szyderstwo. Wstał zaraz książe i ręką pożegnał posłów, chociaż o. Hilarjon jeszcze się przemawiać sposobił. Odeszli oba smutni, czując że odpowiedź zawczasu była przygotowaną.
Kapelan nie zupełnie jeszcze zrozpaczywszy, poszedł natychmiast do biskupa, ufając w to że przez duchownych wyrobić może by Zbigniew odmienił zdanie i na wesele przybył. Zbyt jawną byłaby zła wola i niechęć, gdyby się odmowa utrzymać miała, pod pozorem choroby, która widocznie zmyśloną została.
Skarbimierz wprost do izby wyznaczonéj udał się, myśląc niezwłocznie gotować się do powrotu. O. Hilarjona tylko prośba na jeden dzień go wstrzymywała.
Nie mając co z dniem robić, powlókł się po starém, znanem sobie zamczysku, którego opuszczenie i zaniedbanie serce mu ściskało.
Szukał Michny aby się z nim rozmówić. Było już z południa. Stary drzémał gdy do niego przyszedł lecz prędko oczy przetarłszy wstał i mieli rozpocząć poufną pogadankę, gdy Michno dał znak Skarbimierzowi, na ściany ukazując, że szczérze i głośno nie było bezpiecznie mówić w tym domu.
— Niemacie co robić, rzekł — ja téż, bo ry-