Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom III 190.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Albożeście myśleli że tu co innego zastaniecie? — kończył stary.
Jakim się człowiek urodził takim umiera. Niemacie tu co robić długo, żegnajcie i powracajcie co rychléj, aby się mieć na pogotowiu.
Skarbimierz zadumany szeptał jeszcze.
— A taką nam miłość oświadczał!
— I większa jeszcze okazywać będzie, aby was uśpić — mówił Michno. Znać go potrzeba jakim on jest. Ja nań codziennie patrząc, na wylot go przenikam, choć bystrym nie jestem. — Wężową naturę ma, pełznie nizko i pokornie aby kąsać.
Siedli nad brzegiem aby obszerniéj rozmówić się swobodnie, bo nikogo dokoła nie było, Michno wytrząsając małe rybki z więcierzy do saka, bo połów nie był szczęśliwy, o swém życiu, o dworze, obyczajach i zajęciach Zbigniewa rozpowiadał. Pomorców tu już nie po raz pierwszy widziano, zmowy z niemi przeciw Bolkowi dawno były rozpoczęte, nie wojowali téż ze Zbigniewem i szanowali granice jego, brali i przywozili podarki. Tak samo na dworze pragskim przyjaciół sobie jednał książe potajemnie, czując że bez tych pomocników, brata nie zmoże, a występować jawnie nie śmiejąc.
— Co tylko krakowskiemu panu nieprzyjaznego jest, — mówił Michno, — co mu szczęścia zazdrości, wszystko to do nas zdąża, gromadzi się i na-