Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom III 191.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

radza. Gdyby dobrego pana łatwo zgubić było, jużby dawno go obalili.
Gdy się wiadomości wyczerpało, a wieczór nadchodził, Michno pożegnawszy starego znajomego, dla niepoznaki, sam saki na plecy wziąwszy powrócił na zamek, inną mu ścieżynę wskazawszy.
Gdy Skarbimierz przyszedł nazad do izby, znalazł tam już jednego z komorników królewicza, który go zapraszał do pana.
Zbigniew chciał z nim mówić sam na sam i przyjął z większą jeszcze uprzejmością niż zrana. Wino już na stole przygotowane było, które i książe popijał i zapraszał gościa na nie, sam mu kubek nalewając.
Ufając w swą zręczność Zbigniew badać go próbował i ciągnął z niego wiadomości, których potrzebował. A że Skarbimierz głośnym już był jako jeden z najdzielniejszych dowódzców, starał się książe obietnicami wielkiemi sobie go pozyskać.
Nie powiodło mu się z nim jednak, na wiele pytań krótkiemi słowy odpowiadał poseł, a gdy przyszło zachęcenie do służby, rzekł, że w krakowskiem ojczycem był, i z ziemi swéj wynosić się nie chciał, choćby mu gdzieindziéj lepiéj być miało.
Dosyć zręcznie zapytywał po tém książe o wojsko jak liczne było, o przymierza z sąsia-