Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom III 193.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Michno, który wkrótce potém nadszedł także, szepnął że wyrwać się na teraz z niewoli nie może, aby nie obudzać podejrzenia, ale się spodziewa innego zażyć sposobu dla uwolnienia ze służby książęcéj.
Sobiejucha nie puszczając jeszcze posłów gwałtownie ich do siebie prosił na napitek, czemu odmówić nie mógł Skarbimierz. O. Hilarjon podziękował.
Znalazło się tu kilku starszych komorników, przyszedł Michno i wzajem próbowano się u dzbana wybadywać. Z posła wszakże dobyć co było trudno, a Sobiejucha podchmieliwszy sobie, pierwszy się wygadał.
Chodziły gęsto kubki, rozprawiano o wojnach o dawnych i nowych czasach, o młodych królewiczach. Marko im więcéj pił, tem ochotniéj i weselej wygadywał co mu ślina do ust przyniosła.
— Wiemy my, — mówił, — iż nas ogadują jakobyśmy byli ludzie nie rycerscy i leniwi! — A kto to wie czy nie przyjdzie czas, gdy my rycerzy pobijemy? — Co mi to za sztuka pałką w łeb dać, swojego nadstawiając; nie lepiéj nasłać drugiego żeby guza napytał i nabił.
Śmiał się Sobiejucha, a Skarbimierz mu pomagał, udając że nic nie rozumie. Spróbował jeszcze azali się Zbigniewa przez ulubieńca zyskać nie uda.