Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom III 197.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Niekładnąc się już na spoczynek posłowie dnia tylko doczekawszy, jak na brzask w drogę ruszyli, spieszac z powrotem bardziéj jeszcze, niż do Płocka. Raźniejszą była ta podróż, gdyż im się więcéj ku Krakowu zbliżali, tém w liczniejszéj gromadzie ją odbywali. Łączyły się z niemi mnogie dwory i poczty ziemian, które na wesele także dążyły.
Wszyscy nieśli podarki, a występowali z końmi, ludźmi i przyborem takim, by swemu panu wstydu nie uczynili.
Skarbimierz to z jednemi to z drugiemi kawał drogi razem jadąc, wymijał ich i pospieszał, mając na sercu to o czém się w Płocku dowiedział.
Zazdrość Zbigniewa zrozumiałą była posłowi, gdy wśród panów, których spotykał znalazł wielu i z dzielnicy Mazowieckiej pospieszających z hołdem do Bolka, którego za zwierzchniego pana głos powszechny uznawał. Ze wszystkich ziem, od Poznania, Gniezna, Szląska, zarówno jak z Sandomierskiéj i krakowskiéj, jechali ziemianie.
Na zamek krakowski ledwie się już dobić było można, gdy posłowie wrócili, a do królewicza dostać nie łatwo, gdyż ciągle otoczony, coraz nowo przybywających sam przyjmował. Przygotowania do wspaniałego i uroczystego obrzędu, olbrzymie były, gdyż kilkanaście dni trwać miały uczty, a goście liczyli się na tysiące.