Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom III 198.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Pora do napaści na dzielnicę Bolkową, w istocie była dobrze wybraną, rycerstwo niemal wszystkie gromadziło się w Krakowie.
Skarbimierz, zaledwie z konia zsiadłszy szedł do komnaty pańskiéj, aby się z nim rozmówić na cztery oczy i z poselstwa zdać sprawę. Choć weselną chwilę zatruć miał wiadomością, jaką przynosił, Skarbimierz taić jéj nie mógł.
Począł więc po prostu swą powieść, co zastał w Płocku, jak był przyjęty, co widział i słyszał, księdza wzywając na świadectwo; Bolko się w początku oburzył wierzyć nie chcąc, wreście niemogąc wątpić o prawdzie, zasmucił się wielce jakby brata utracił.
Zwołano kilku wojewodów na radę, wszyscy zgodnie oświadczyli, że podobne poszlaki i głosy mieli zdawna, a zdrada była pewną.
— Nieprzyjaciół się tak bardzo nie zlękniemy — odezwał się królewicz — człowieka mi żal, którego kochać chciałem, a z nienawidzieć muszę, choć mi jest bratem.
Na zamku nic się na oko nie zmieniło, rada odbyła potajemnie. Postanowiono na niéj siły zgromadzić po lasach, nie wyprowadzając ich na jaw, tak aby nieprzyjaciel sam wpadł w zasadzkę, gdy chciał zastawić sidła.
Umawiano się do późnéj nocy, kogo i gdzie wyprawić, gdzie postawić oddziały. Szlaki któremi zwykle Czesi na Szląsk i krakowskie ciągnęli