Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom III 204.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— My go wszyscy zdrajcą znamy! odezwali się inni.
— Wziąć go z Płocka i w grodzie którym pod strażą osadzić — odezwał się Wojsław — wówczas i Pomorcy buty pozbędą.
Bolko na to głową potrząsał.
— Uczynimy inaczéj — rzekł — Skarbimierz bywał raz u niego, zna go, niech jedzie jeszcze, powie mu ode mnie, że go cały świat obwinia. Gorzéj, sam on obwinia się uparcie mi pomocy odmawiając. Niech więc raz prawda się okaże. Chce on panować, niech panuje i niech granic broni, — chce trzymać dzielnicę, niech z niéj służy...
Skarbimierz głowę skłonił.
— Poślecie, pojadę — rzekł.
— Jedźcie rychło i powracajcie wczas, dodał książę — pilno mi z Pomorzany skończyć i dotrzéć do morza, które w swéj mocy pogaństwo trzyma.
Tegoż dnia dobrawszy ludzi Skarbimierz wyruszył do Płocka; sam jeden bez towarzysza, w duszy gniewny, bo zdrada, któréj Bolko wierzyć się wzdrygał, jawną dlań była i dla wszystkich.
W podróży tyle tylko spoczynku miał poseł, ile go konie i dwór potrzebowały; a stanąwszy w Płocku o pół dniu, wprost do biskupa nie na dworzec królewski zajechał.