Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom II 033.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

jako najuboższy kapłan, nie potrzebując dla siebie nic, dla kościoła wymagając wiele, dla biednych oddając, jak ów patron, którego nosił imie, nietylko płaszcz, lecz choćby nawet koszulę. Od złych odwracał się, ale się nad niemi litował i za nich się modlił. W zło zaś nie rad wierzył i nie widział go chętnie, zawsze sobie czémś dobrém, a zwichniętém tłumacząc postępki ludzkie.
W jego sercu Zbigniew znalazł litość dla siebie i usprawiedliwienie. Bolał arcybiskup nad tém że król dziecko własne dręczył, widząc w tém raczéj dzieło Sieciecha niż rodzica.
Nie mylił się w tém starzec pobożny.
Już na dni kilka przededniem SS. apostołów Filipa i Jakóba na zamku Gnieźnieńskim widać i czuć było gotującą się uroczystość wielką. Gości, duchowieństwa świeckiego i zakonnego spodziewano się wielu. Dla króla i królowéj sposobiono dworzec stary, po czeskiéj napaści odbudowany, dla braci biskupów, gospodarz własne domostwa gotował. W podwórcach dla mnogich dworów i czeladzi namioty stanąć miały. Drogę z zamku do kościoła wysadzono młodą brzeziną, ozieleniono nią budowle, posieczoną jedliną i kosaciem wysypywano drogi dokoła.
Wszystko się cieszyło i radowało uroczystości a szczególniéj duchowieństwo, które ze wszystkich ziem, klasztorów, grodów przypływało na wesołe świątki.