Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom II 059.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Król był mu dotąd zawsze posłusznym, teraz szedł wbrew jego rady, napomnienia i przestrogi. Jawném było już że Władysław sercu ojcowskiemu ulegnie.
Na czele duchownych idąc, przystąpił bliżéj sędziwy arcybiskup i podnosząc ręce, zawołał.
— Rzeknij słowo panie! — Wysłuchaj nas!
Pomilczawszy trochę, król zdobył się na męztwo.
— Niech się więc stanie, jako żądacie! — niech się stanie! — rzekł głosem poruszonym.
I padł osłabły na krzesło.
Bolko, który stał przed ojcem, gorejąc z niecierpliwości, przybiegł doń, ucałował go w kolana i jak piorun z izby się wyrwał.
Łacno się domyśleć było dokąd i poco. Skinął na swoich po drodze.
— Do więzienia! — ze mną!!
Zrozumiał go arcybiskup, który pobłogosławił ręką zdala, już uchodzącego, pozostali wszyscy na miejscach, Sieciech tylko, niezważając na to że go ludzie oczyma ścigali, natychmiast precz wyszedł na swoich skinąwszy, i ci się z nim oddalili.
Bolko popędził wprost do więzienia brata. W pierwszéj komorze straż napita usypiała, w drugiéj cicho było. Przez szpary drzwi światło przebłyskiwało.
— Pruszynka! — krzyknął Bolko, idź do Sta-