Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom II 074.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Władysław Herman walczył ciągle z tymi niewygodnymi sąsiady, niedającymi spokoju, Sieciech chadzał na nich zwycięzko, wyprawiano oddziały rycerskie, które wpadały w głąb ich puszcz, plądrowały osady i miasta, ale podbić nie mogły. Poddawali się pozornie, gdy ich złamano, zdradzali wprędce, trzymali po grodach i miastach, najmniejszą zręczność wyzyskać umiejąc na korzyść swoją.
Od ujścia Wisły do Odry i aż do Łaby, zalegała wybrzeża ta dzicz pogańska, niespokojąc ciągle ziemie sąsiednie.
Dość było wieści, że król i starszyzna gromadzą się do Gniezna na wielkie świątki, aby już pomorcy na zameczek graniczny, przez Polaków osadzony, Santok godzili. Rzucili się nań i tylko cudem a popłochem nocnym wyrugowani zeń zostali.
Napaść tę zuchwałą pomścić zaraz było potrzeba, nie mogła ujść bezkarnie.
Jeszcze w Gnieźnie, gdy Sieciech dał się wreszcie przebłagać królowi i znowu opiekę swą nad nim rozciągać zaczął, uradzono wyprawę na Pomorzan. Bolesław jak tylko zasłyszał o tém, gorąco się do niéj gotować zaczął.
Zbigniew byłby się może złożył tém, iż dworu ani czeladzi nie zebrał jeszcze, nie był gotowym, ale obok Bolka tak pochopnego do boju, wstyd mu było gnuśnym się okazać. Nowy królewicz,