Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom II 082.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

posłuszeństwa. Kiedyś juści wy nie kto, weźmiecie całe to królestwo, będzie musiał się poddać i słuchać, a siedzieć na swym udziale cicho i powowołany iść pod chorągiew!
Myśl ta wyłącznego panowania jeszcze była Zbigniewowi nie przyszła, pochlebiała mu.
— Król stary, niedołęga, do niczego, Sieciech jawny zdrajca — kończył Marko — trzeba zawczasu myśleć o sobie, bo inaczéj Bolko i jego ulubieńcy was uprzedzą.
— Nie dopuszczę — mruknął Zbigniew.
— Zręczny jest i mężny, ja mu tego nie przeczę — mówił Marko — na żołnierza dobry, na wodza się nie zdał. Zapalczywy, prędki i łatwowierny.
E! e! Wasza miłość nam będziesz panować! Inaczéj nie może być!
Przez całą drogę tak Sobiejucha przygotowywał swego pana.
Nad ranem stanęli w Santoku; gdzie już do wyruszenia wszystko było pogotowiu i ciągnąć trzeba było spiesznie, aby pomorcy nie dowiedzieli się zawczasu o wyprawie.
Zamczysko owe, które kluczem Polski od pomorza zwano, nad samą rzeką położone, a raczéj dwoma obwarowane, mocne było tylko moczarami i błotami, które je dokoła otaczały.
Wały i zaborole miało dosyć krzepkie, lecz