Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom II 088.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

wprzódy się z nimi rozmówił, ludzie wahali się kogo słuchać, za kim iść.
— Miłościwy panie — odezwał się Groza, kłaniając królewiczowi — uczyńcie ład między sobą sami — to nie nasza sprawa.
— Mnie znacie — odezwał się Bolko do swoich, wskazując potém na wyglądającego oknem Zbigniewa: — A tego znacie wy? Byłli kiedy z wami? bił się? Wiecie, czy go kto nad wojskiem postanowił?
Starszyzna stojąc z odkrytemi głowy, patrzała po sobie, spozierała na Zbigniewa, ramionami dźwigała — nikt się odzywać nie śmiał.
— My tylko was miłościwy panie znamy — rzekł Groza po namyśle.
Inni za nim śmieléj powtarzać zaczęli toż samo.
— Dwa pułki do mnie, wyjdziemy natychmiast! — powtórzył Bolko.
W tém z za Grozy wysunął się stary Wyga, który graniczne lasy najlepiéj znał, a na zwiady go zawsze posyłano. Chodził on wczoraj w okolice i dopiero co powrócił. Chłop był odziany umyślnie, że go za pomorca rychléj było można wziąć, niż za chrześciańskiego człowieka; zarosły, spoglądający dziko. Umiał się on nawet do miast i na zamki dostawać w pomorzu, w Kołobrzegu bywał nieraz na targach, w Szczecinie i Julinie, wędrował czasem aż do ujścia Łaby, znał wszyst-