Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom II 106.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

cie? — odpowiedział O. Marcin — dlaczegożbyście tak uczynić nie mieli? Inni panowie chrześcijańscy niejeden raz tak dzielili kraje swoje. Lecz, miłościwy królu, zamiast mnie jednego a przytomnego tu brata mojego, miasto Sieciecha, czemubyście panów, ziemiany, starszych królestwa waszego nie zwołali, aby im przełożyć myśl waszą?
Milczeniem król przyjął radę, zdawało mu się zbyteczném powoływanie starszyzny.
— Życzyłbym — mówił arcybiskup — powołać na wiec duchownych, świeckich, władyków i żupanów a ziemnian. Sieciech może przeciwnym będzie temu.
Posłyszawszy to król drgnął niecierpliwie.
— Jeżeli sądzicie, że potrzebny wiec — rzekł żywo — powołajcie nań, rozkażcie niechaj się zjadą. Zdaję to na przewielebność waszą.
— Uczynię jak żądacie — odpowiedział starzec patrząc na zmienioną i zafrasowaną twarz królewską. — Przyjdziemy w pomoc tobie, miłościwy panie. Niech się nie trwoży serce wasze, a strapienie duszy nie ogarnia. Miłościwy jest Bóg, w rękach Jego wszystko. Nie spadnie włos bez woli Jego.
Przywlókłem się tu — ciągnął daléj — bo mnie straszne doszły wieści o knowaniach Sieciecha. Nie pierwsze to, ani z jednych ust idą.